Najbardziej lubię przepisy 'odziedziczone' po rodzicach, babci lub kogoś innego z rodziny oraz te, stworzone samodzielnie. Owszem, przepisy od najlepszych, też są świetne i przeważnie lądują w moim notesie z całym zbiorem, ale to zupełnie inne wykonanie, podejście i efekt końcowy.
Jest to świetny sposób na rybę, szczególnie dla kogoś, kto za nimi nie przepada.
Sandacz sam w sobie jest pyszny, a ja dodatkowo przygotowałam go w najlepszy, znany przeze mnie sposób - przepis mojego taty, który jest mistrzem w dziedzinie ryb i wieloletnim wędkarzem.
Podałam z zieloną fasolką z masłem i prażonymi migdałami, do tego gotowany ryż.
Panierka świetnie nadaje się również do innych ryb.
Składniki na 2 porcje:
- ryba (ja miałam całego sandacza, obierałam go sama, zostawiając płetwy (sic!) ale może być również filet z Twojej ulubionej)
- 3 łyżki mąki
- 3 łyżki bułki tartej
- 1 łyżka przyprawy do ryb
- 1,5 łyżeczki wegety
- szczypta pieprzu
- masło
Wykonanie:
Wszystkie sypkie składniki wymieszać ze sobą. Masło roztopić na patelni.
Mokrą rybę obtoczyć w panierce, smażyć na średnim ogniu. Kiedy zarumieni się, nabierze złotego koloru, obrócić na drugą stronę. Usmażoną stronę nakłuć kilka razy widelcem, dzięki temu wydostanie się z niej nadmiar wody. To samo na drugiej stronie. Smażyć i nakłuwać dwukrotnie na każdej ze stron.
Ja użyłam mrożonej zielonej fasolki, ugotować na miękko. Migdały uprażyć na maśle do uzyskania brązowego koloru. Roztopić osobno masło i polać nim fasolkę. Ryż ugotować wg instrukcji na opakowaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz