Poza domem jedliśmy obiady u mojej babci.
Perfekcyjne i pokochane od pierwszej sztuki pierogi. Ja niezmiennie uwielbiam ruskie - świeże najlepsze, podjadane w biegu, rękami, nie licząc i nie zastanawiając się, ile było ich w sumie, potem jedna konkretna porcja obiadowa.
Lubię chyba wszystkie pierogi (chociaż z owocami babcia zawsze najmniej robiła, tylko kilka razy na wielkie prośby mnie i mojej siostry), ale ruskie są na pierwszym miejscu.
Lubię też, kiedy babcia z pozostałego ciasta formuje grzybki i gotuje, jak pierogi. Zawsze się ze mnie śmieje przy tym - bo jak można jeść odpadki, to co najgorsze?
Z kolei mój narzeczony nie je w ogóle pierogów ruskich, czaasem kapuściane lub kapuściano-grzybowe, a najlepsze są dla niego mięsne (mimo, że na co dzień nie musi mieć go obowiązkowo na obiad).
Takim oto sposobem babcia jeszcze przed naszym przyjazdem wiedziała, co zrobi pierwszego dnia na obiad, a my pojedliśmy u niej i zabraliśmy jeszcze do domu.